USA TRIP: SAN FRANCISCO

              Po dłuższej przerwie chcę wam pokazać kolejne zdjęcia z trasy po Stanach (poprzednie posty z tej serii znajdziecie tu...

             
Po dłuższej przerwie chcę wam pokazać kolejne zdjęcia z trasy po Stanach (poprzednie posty z tej serii znajdziecie tu i tu). Przygotowując dzisiejszy wpis przeżyłam istną podróż sentymentalną i przyznam szczerze, że otarłam nawet ukradkiem łzę... Odwiedzenie San Francisco było moim marzeniem od wielu lat. Zakochałam się w nim za sprawą zdjęć kolorowych domków Painted Ladies, czy bajkowej Lombard Street - najbardziej krętej ulicy świata. Głównym winowajcą jest jednak Ula z Adamant Wanderer, której cudowny blog zaraził mnie miłością nie tylko do tego miejsca. Co dla mnie najciekawsze, podejmując decyzję o wyjeździe nie miałam pojęcia, że trafi się okazja, by odwiedzić Frisco. Czyżby wszechświat naprawdę dążył do spełniania naszych marzeń nawet wtedy, gdy nie jesteśmy tego świadomi? 


Wraz ze znajomymi wynajęliśmy samochód i mimo przerażającej prognozy pogody udaliśmy się w kierunku SF. Szczęśliwie, zamiast zapowiadanej burzy powitało nas słońce. Na początku wycieczki daliśmy się naciągnąć na atrakcję dla naiwnych turystów. Kilkuminutowa przejażdżka zabytkowym tramwajem w bagatelnej cenie 7 $ od osoby z niesamowitym panem kierującym, odburkującym na każde zadane pytanie: "to jest komunikacja miejska, nie informacja turystyczna!" ;) 




Występuje tu iście szalona architektura - różnorodna i niestandardowa jak całe miasto. Od nowoczesnych wieżowców przez drewniane domki, po replikę katedry Notre Dame! Tymczasem po wjeździe na szczyt jednego z osławionych wzgórz miasta moim oczom ukazał się widok z moich marzeń. Nie obyło się bez deklaracji, że teraz mogę już pożegnać się ze światem ;)


Jednym z najciekawszych zjawisk, które napotkaliśmy została kilkumetrowa limuzyna. Jazda samochodem po tym mieście jest porównywalna do przejażdżki roller coasterem - same strome wzgórza i ostre zakręty. Zagadką pozostaje, jak z topografią terenu poradził sobie powyższy samochód.


...a w imigranckiej dzielnicy do pizzy przygrywał nam na klarnecie Woody Allen.






Mimo, że miasto zachwycało nas na każdym kroku pięknem, różnorodnością i kadrami jak z filmu - grzechem byłoby opuścić San Francisco bez zatrzymania się przy Golden Gate Bridge. Mierzący ponad 2,7 kilometra długości most cieszy się wątpliwą sławą wśród samobójców, którzy upatrzyli go sobie jako miejsce żegnania się z życiem. Do tej pory z Golden Gate skoczyło ponad 2000 osób, z czego 1500 zmarło. To światowy rekord.


pictures taken by me (& Chris ;))

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Widok infrastruktury właśnie na tych wzgórzach jest czarujący! San Francisco zdezydowanie bardziej przypada mi do gustu niż np. NY, nawiasem mówiąc trochę wpada w skandynawskie klimaty ;) A z tymi marzeniami, to jednak coraz bardziej utwierdzam się w przekonianiu, że łut szczęścia istnieje i chyba można go do siebie przyciągnąć.

    OdpowiedzUsuń

Flickr Images

UA-45510665-1