Moja ukochana Babcia miała pewną wadę, która okazała się być zaletą.
Zbierała absolutnie wszystko. Niczego nie chciała wyrzucić, wszystkiego było szkoda, bo to się jeszcze przecież może przydać ;) Oczywiście takie myślenie jest właściwe wielu starszym osobom z wiadomych powodów - za ich czasów "nic nie było, a jedne trzewiki nosiło się przez trzy pokolenia", zatem każdą rzecz trzeba doceniać i szanować.
Babcia nigdy też więc nie wyrzucała ubrań. Zebrała ogromną ich kolekcję, nie tylko swoich własnych, ale też od swoich sióstr czy kuzynek, kiedy te się czegoś pozbywały. I to jest powód numer milion pięćset na liście pt. "dziękuję, Babciu". Uwielbiam te wiekowe ubrania! A najśmieszniejsze, że wiele z nich dokładnie wpisuje się w obecne trendy, choć uszyte zostały dziesiątki lat temu. Tak jak długi, oversize'owy płaszcz widoczny w dzisiejszym poście. Uświadamiam sobie też, jak wiele zmieniło się na przestrzeni dekad w przemyśle odzieżowym i podejściu do klienta. Ten płaszcz jest świetnie uszyty, i po wielu latach wciąż wygląda jak nowy. Niestety, ale wygląda na nowszy, niż poliestrowe szmatki z najnowszej kolekcji, poniewierające się po podłodze w Bershce czy Stradivariusie.
Nie mam sentymentu do nowych ubrań. Poza, oczywiście, niektórymi rzeczami, które noszę na okrągło, bardzo szybko mi się nudzą i na bieżąco się ich pozbywam, aby poczuć ulgę i zrobić miejsce na nowe. Ale do starych ubrań mam mnóstwo sentymentu, traktuję je inaczej. Po prostu nie mogłabym nosić wyłącznie ubrań z najnowszych kolekcji (abstrahując od tego, czy mnie na nie stać ;)), bo nie mają "tego czegoś", co sprawia, że są dla mnie wyjątkowe.
Płaszcz vintage z rodzinnych zasobów ;) spodnie Zara, buty Jessica Simpson, body Gatta, okulary Reserved, kolczyki H&M. Mr Big Coat
1 komentarze
Jesteś tak piękna i kobieca, jak to tylko możliwe!
OdpowiedzUsuń