Recenzja 60-minutowego samoopalacza Fake Bake - czy warto zainwestować?

Jestem posiadaczką ultrabladej skóry, która nie miała nigdy najmniejszego zamiaru opalić się na słońcu. Jedynym efektem tych prób były niep...

Jestem posiadaczką ultrabladej skóry, która nie miała nigdy najmniejszego zamiaru opalić się na słońcu. Jedynym efektem tych prób były nieprzespane, spędzone pod zimnym prześcieradłem noce, a następnie zrzucenie całej spalonej skóry niczym wąż. Już dawno dałam więc sobie z tym spokój i zaprzyjaźniłam się z samoopalaczami. Przetestowałam ich w życiu coś koło miliona, a w ostatnim czasie, w związku z bezlitosnymi upałami wymuszającymi odsłanianie odnóży, postanowiłam wypróbować kolejne specyfiki. Ideału pewnie nigdy nie znajdę - sztuczna opalenizna nie będzie wyglądać, jak naturalna, ale o wiele lepiej czuję się z nią, aniżeli z bladosiną skórą, spod której prześwituje każda żyłka. W internecie znalazłam zaledwie garść informacji o płynie samoopalającym Fake Bake, który nie jest jeszcze w Polsce szczególnie popularny, ale zaryzykowałam i zamówiłam go w cenie ok. 100 zł. Dostępnych jest kilka wersji produktu, ja wybrałam tę dającą (wg producenta) efekt opalenizny już po godzinie, choć kierowałam się tu raczej pojemnością większą, niż w przypadku wolniej działającego wersji : ok. 240 ml.



Razem z płynem otrzymujemy rękawicę do nakładania kosmetyku, która pomaga uniknąć smug, a także gumowe rękawiczki do założenia jeszcze przed nią, oraz rozpylacz, moim zdaniem niezbyt przydatny. Kosmetyk ma całkowicie płynną konsystencję, należy go więc aplikować na rękawicę bardzo ostrożnie. Jest barwiony, co ma nam pomóc w równomiernym smarowaniu ciała, i błyskawicznie się wchłania, co stanowi dla mnie ogromną zaletę. Według producenta kosmetyk należy trzymać na skórze od 1 do 3 godzin, w zależności od pożądanej intensywności opalenizny, a następnie zmyć go samą wodą. Ja wybieram opcję 3-godzinną i szczerze wątpię, żeby po tej jednej godzinie rzeczywiście było widać efekt. Jestem mocno opalona, ale - jak na samoopalacz - naprawdę bardzo naturalnie, jak nigdy w życiu z jakimkolwiek innym kosmetykiem! Rzeczywiście nie powstają smugi, a domieszka pomarańczu w odcieniu skóry jest minimalna, jak na sztuczną opaleniznę. Taką intensywność koloru uzyskuję zwykle po 3 z rzędu aplikacjach tradycyjnego samoopalacza, z tym, że jestem bardziej pomarańczowa, i z mniejszymi lub większymi smugami na dłoniach i stopach. Opalenizna na mojej skórze wygląda świetnie przez około 4 dni, piątego dnia zaczyna schodzić, a następnego biorę szorstką rękawicę, peeling, i bez problemu ścieram cały kolor pod prysznicem. Samoopalacz pięknie, kokosowo pachnie podczas aplikacji, a już na skórze zdradza odrobinę charakterystycznego smrodku, lecz wciąż nie jest źle. Dla mnie to najlepszy tego typu kosmetyk, z którym miałam w życiu do czynienia, a było ich mnóstwo. Jedyną wadą jest dla mnie cena i konieczność wygospodarowania trzech godzin, kiedy mogę latać półnaga i wysmarowana ciemną cieczą niczym górnik ;) ale to kwestia wyboru ekspresowej wersji, następnym razem na pewno zamówię normalną. Polecam! A poniżej moja opalenizna Fake Bake (jak już wspominałam, mój naturalny kolor skóry to śnieżna biel ;)).

* wpis NIE jest sponsorowany

You Might Also Like

6 komentarze

  1. Sama też często ratuję się samoopalaczami ponieważ nie dość, że mam bardzo jasną cerę to jeszcze brak mi nerwów do opalania. Chyba tylko raz byłam ładnie opalona-kiedy 2 lata temu pojechałam we wrześniu do Włoch. Słońce nie było już bardzo ostre ale świetnie opalało.
    Kolor z tego samoopalacza faktycznie wyszedł ładny jednak cena dla mnie zbyt wysoka. A jak z zapachem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapach przy aplikacji piękny, na skórze już niestety nieco czuć charakterystyczny smrodek, ale zdaje się, że nie unikniemy tego przy jakimkolwiek samoopalaczu ;)

      Usuń
  2. Bardzo ładna, naturalnie wyglądająca opalenizna :) też mam bardzo jasną karnację i nie przeszkadzałoby mi to gdyby nie te wszystkie żyłki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak sie nie ma czasu opalać to samoopalacz najlepszym rozwiązaniem.
    Coś wiem na ten temat!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pierdziele! Rewelacja! Ja obecnie męczę sie z pianką samoopalajaca ireny Eris! A ogólnie to oglądając jersey shore widzialam zawsze ze te laski sie miziają jakas różowa rękawicą i sie zastanawiałam co to do licha jest! ( podejrzewalam ze to samoopalacz) a to chyba tyl ten skubaniec! Gdzie go zamawialas? Ja BARDZO chętnie go przetestuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, w istocie, to mógł być ten skubaniec ;) Zamawiałam na Allegro.

      Usuń

Flickr Images

UA-45510665-1