BEAUTY TALKS: moje ostatnie odkrycia kosmetyczne

Ponieważ dawno nie pojawił się na blogu wpis z serii beauty (poprzednie znajdziecie tu i tu ), dziś chce podzielić się z wami moimi odkry...

Ponieważ dawno nie pojawił się na blogu wpis z serii beauty (poprzednie znajdziecie tu i tu), dziś chce podzielić się z wami moimi odkryciami kosmetycznymi ostatnich miesięcy. 


Na pierwszy ogień pójdzie nektar termiczny Kerastase. Suche z natury, wiecznie poplątane niczym gniazdo szerszeni, gęste, ale okropnie łamliwe, a do tego rozjaśniane. Kiedy moje włosy zupełnie wyrwały się spod kontroli i zaczęłam już rozważać znaczące skrócenie ich długości, wypróbowałam odżywkę ostatniej szansy, o której pieśni chwalebne krążą po sieci. Cud, drogie panie, cud! Ten magiczny efekt jak od fryzjera uzyskuję samodzielnie. Moje kłaki nigdy nie były tak miękkie i błyszczące, jak po tym boskim darze marki L'oreal. Dodatkowym atutem jest piękny zapach, odpowiednia konsystencja - nie lejąca i nie za gęsta, i sposób aplikacji: na osuszone ręcznikiem włosy, bez konieczności spłukiwania. Cena naprawdę wysoka, ale desperatkom polecam! (w sieci do kupienia za ok. 100 zł)


Jeśli sława lakierów Essie dotarła nawet do takiej ignorantki manicurowej, jak ja (dostępne np. tutaj) nie mogłam się oprzeć i zakupiłam piękny, miętowy odcień mint candy apple. Jak wskazuje obecność jego kolegi na zdjęciach (tym razem padło na lilacism, który udało mi się dorwać na przecenie za niecałe 20 zł) - kosmetyk okazał się wart swej niemałej ceny. Piękne kolory, brak smug, silne krycie i solidna trwałość sprawiają, że od tej pory planuję inwestować w produkty Essie raz na jakiś czas, zamiast kupować inne, tańsze lakiery "na oślep" i denerwować się z powodu smug i odprysków (zwłaszcza, że nie maluję paznokci zbyt często, więc buteleczka starcza mi na długo).


Podczas pobytu w Niemczech skusiłam się na zakup podkładu w kompakcie i tuszu do rzęs firmy Make Up Factory, z którą wcześniej nie miałam styczności i nie jestem pewna, czy jest dostępna w naszym kraju. Podkład kosztował mnie 19 euro, a tusz - 15.


Cream to Powder Foundation w odcieniu nr 9 okazał się najlepszym kompaktem, i jednym z najlepszych podkładów, jakie kiedykolwiek stosowałam! Bardzo jasny, żółty odcień stopił się idealnie z kolorytem mojej cery niwelując wszelkie zaczerwienienia. Mile zaskoczyło mnie genialne wręcz krycie, mogłam nawet obyć się bez korektora, bez którego normalnie nie wyobrażam sobie makijażu. Kremowa konsystencja, zero smug i bardzo praktyczne opakowanie z lusterkiem i gąbeczką, dzięki czemu aplikacja kosmetyku, gdziekolwiek się znajdujemy, jest szybka i dziecinnie prosta. Minusy widzę tylko dwa: niekoniecznie powalająca trwałość oraz bardzo niska wydajność - podkład wystarczył mi na około 3, maksymalnie 4 tygodnie stosowania, ale taka już chyba wada wszystkich kremowych kompaktów. 


Maskara Lash Maximizer okazała się być bardzo w porządku, ale bez szału. Moje rzęsy są stosunkowo rzadkie, każde żyje własnym życiem, a w dodatku rosną niemalże w dół i bardzo muszę się natrudzić, aby je podkręcić. Wymagania wobec tuszu mam więc duże i lubię te dające naprawdę mocny efekt, Lash Maximizer nie do końca spełnia te wymogi. Rzęsy są niesklejone, trwałość w porządku, jednak po kilku tygodniach używania tusz zaczął się kruszyć i osypywać. Efekt przy nałożeniu 2-3 warstw jest dość mocny, ale moim zdaniem spokojnie możnaby znaleźć tańszy odpowiednik tej maskary.

A jakie są wasze ostatnie odkrycia kosmetyczne? Podzielcie się nimi w komentarzach! :)

You Might Also Like

4 komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nektar termiczny musze wyprobowac, a lakiery Essie sa faktycznie fenomenalne :)

    effiesdress.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Essie są najlepsze!!!! Na prawdę warto wydać trochę więcej. No i jaki wybór kolorów:)

    OdpowiedzUsuń

Flickr Images

UA-45510665-1