Dzisiejszy post pobił wszelkie rekordy świata w zakresie szybkości. Z powodu intensywnego spięcia tyłka na ostatniej prostej w biegu po dyplom magistra sztuki (właściwie to wcale nie ostatniej, ale po co się dobijać) nałożyłam sobie zakaz blogowania do dnia dwudziestego lutego. Ale blogowanie wciąga niczym narkotyki (podobno!) i od kilku dni korciło mnie, żeby może-jakieś-takie-malutkie-szybciutkie-zdjęcia... Więc dziś, gdy wybierałam się razem z tatą coś załatwić, krzyknąwszy 'zaczekaj!' wrzuciłam na siebie kolejny biały, oversize'owy płaszcz z babcinej szafy (poprzedni możecie zobaczyć w tym poście), który od dawna zamierzałam pokazać na blogu. Do tego okulary, kapelusz, aparat siup do torby, i wio pod kościół udawać modelkę ;) Taki ze mnie Speedy Gonzales! Hah, on nawet też miał kapelusz, a o mojej meksykańskiej domieszce krwi dużo by mówić...
Miłego weekendu sobie i wam!

I dressed up extremally quickly to take these shots today, because I have around million exams in next two weeks, so I forbidden myself to blogging at this time. But I just couldn't resist to make a little, little quick post ;) And I've done it almost like... Speedy Gonzales - he's even got the hat as well! ;) I hope it would be nice weekend for me and all of you guys!

Płaszcz z babcinej szafy sprzed miliona lat, golf i kapelusz do kupienia tu i tu, jeansy Mango, botki Stradivarius, okulary Asos, torba Reserved.